Patrząc na górski horyzont, zatapiam się w chwili zadumy i gaszę pragnienie

Od kiedy pamiętam, zawsze byłem zafascynowany górami, chociaż nigdy nie mieszkałem w ich otoczeniu. Jako dziecko rodzice zabierali mnie w Tatry, gdzie ich niesamowite piękno mocno przykuwało moją uwagę, wzbudzając podziw i zachwyt. Z każdym kolejnym wyjazdem czułem rosnące pragnienie, aby tam wracać. Zwykle do Zakopanego jeździliśmy w wakacje, więc przez cały rok z utęsknieniem czekałem na ten moment, być może jeszcze bardziej niż na koniec szkoły.

Większość osób uważa góry za miejsce rekreacji, sportu lub ucieczki od codziennych trosk. Dla mnie jednak mają one głębsze znaczenie. To nie tylko wspaniałe krajobrazy i malownicze szlaki, które warto zobaczyć choć raz w życiu. Góry to przede wszystkim miejsce refleksji, gdzie mogę zastanowić się nad wieloma aspektami mojego życia. Czy to podczas wspinaczki, czy samotnych wędrówek, uświadamiają mi, że nie ma przeciwności nie do pokonania.

Mogę śmiało powiedzieć, że duch gór zawsze był obecny w moim życiu. Począwszy od najmłodszych lat, kiedy to rodzice odkrywali przede mną w ich tajemnice, poprzez młodzieńcze wyprawy, aż do dziś dnia. Stały się one dla mnie źródłem inspiracji, pasji i ukojenia w świecie, gdzie każdy chce być kimś, nie będąc sobą. Spoglądając na wysokie, majestatyczne szczyty odnajduję harmonię, spokój i prawdziwe znaczenie życia. Góry uczą mnie szacunku do przyrody, ale i nieustępliwości w dążeniu do celu.

Pierwsze kroki wśród skalnych gigantów

Nieraz, odpoczywając przy szlaku podczas wędrówki, myślę o przeszłości i o tym, jak to wszystko się zaczęło. Zanim wyruszyłem w samodzielną podróż w przepiękne rejony, moja historia ze światem gór miała inny początek. Jak już wspomniałem we wstępie, to moi rodzice zabrali mnie po raz pierwszy do świata skalnych gigantów. Zapewne uważali, że świat ten ma w sobie coś wyjątkowego, co warto pokazać młodemu człowiekowi. I mieli rację.

W dzieciństwie moje wyprawy skupiały się głównie na śledzeniu śladów zwierząt, zabawach w strumieniu lub chowaniu się za drzewami przed siostrą i innymi małolatami. Niewątpliwie było to nie lada wyzwanie dla rodziców, którzy musieli nas upilnować. Jako młody adept turystyki pieszej mogłem poszczycić się wejściem na Gubałówkę, Halę Gąsienicową oraz Morskie Oko. Zaliczyłem też wszystkie większe doliny, niestety z tamtych czasów coraz mniej pamiętam.

Moi rodzice, sportowcy z zamiłowania, starali się przekazać mi swoją wiedzę na temat gór. Jedną z ważniejszych lekcji, którą wyniosłem to szacunek do przyrody i dbałość o bezpieczeństwo w trudnym terenie. Przydało się to potem, kiedy zacząłem jeździć sam lub ze znajomymi. To właśnie wtedy po raz pierwszy poczułem prawdziwą wolność, ale też odpowiedzialność za swoje decyzje.

Pamiętam jak podczas samodzielnej wędrówki przez Czerwone Wierchy, złapał mnie ulewny deszcz. Myślałem, że zdążę zejść przed załamaniem pogody, jednak chęć ukończenia zaplanowanej trasy wzięła górę. Byłem sam jak palec, nie widziałem nic w promieniu kilku metrów i nie mogłem nigdzie się schronić. Tylko dlatego, że znałem już ten szlak, udało mi się w miarę sprawnie zejść na dół. To była bardzo ważna lekcja, która o mało nie skończyła się nieszczęściem. Zrozumiałem, że samo przygotowanie to nie wszystko. Zdrowy rozsądek oraz zwrot „mierz siły na zamiary” często ratują życie.

Tam, gdzie czas zatrzymuje się na chwilę

Za każdym razem, kiedy spoglądam na górski krajobraz z dużej wysokości, odnajduję spokój, a w mojej głowie zapada cisza. Nic nie mówię, nie oceniam, cieszę się, że jestem tu i teraz. Choćby tam na dole walił się świat, to jest moje pięć minut tylko dla siebie. Otaczający ze wszech stron tatrzański pejzaż, który od lat jest moim schronieniem, niewątpliwie daje ulgę od miejskiego zgiełku. Czas płynie nieubłaganie, a góry wciąż przyciągają swoją siłą jak magnes.

Z każdym krokiem, który prowadzi mnie dalej i wyżej, wspominam liczne osiągnięcia, ale także jeszcze więcej porażek. Zastanawiam się, czy jestem w miejscu, w którym chciałem być kilka lat temu i dlaczego nieraz tak łatwo odpuszczałem. Czy to brak pewności siebie powstrzymywał mnie przed działaniem? Czy też zbyt wygórowane wyzwania sprawiły, że czasem czuję się zagubiony i przygnębiony? Odpowiedź nigdy nie jest prosta, ale trzeba ją zaakceptować, kontynuując to, co robimy najlepiej.

Góry są dla mnie oazą, gdzie negatywne emocje nie mają racji bytu. Siedząc na tatrzańskich wierzchołkach, wdychając świeże powietrze, często doświadczam poczucia wewnętrznego wyzwolenia, o którym mówił Jan Paweł II. I choć życie bywa skomplikowane, wiem, że wszystko będzie ok. Po powrocie do domu mam dla kogo się starać i dla kogo walczyć. Rodzina jest moją kotwicą, która daje mi siłę i nadzieję na lepsze jutro.

Dlatego, drogi Czytelniku, jeśli czujesz się przytłoczony i potrzebujesz chwili refleksji, odwiedź góry. Pozwól sobie na odrobinę przygody, która być może obudzi w tobie ducha odkrywcy. Spędź czas produktywnie, a potem wróć do swoich bliskich, bo to właśnie oni są najważniejsi. To dzięki nim codziennie mierzymy się z wyzwaniami, jakie stawia przed nami życie i z ufnością spoglądamy w przyszłość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *